9 dni diety 2100 kcal za mną. Pewnie zastanawiacie się, co jest w jej przestrzeganiu najtrudniejsze. Ja już wiem – pokonanie głodu. Niestety po wcześniejszych nawykach objadania się “do oporu” żołądek bardzo szybko daje znać, że jest już pusty. Ssanie mnie zatem skutecznie wkurzało – ale do czasu. Pomógł (nie)zwyczajny chleb.
W niskokalorycznej diecie – i w ogóle chyba w każdym “cięciu” kalorii pojawia się kilka problemów nie zawsze łatwych do przeskoczenia. A to brakuje cukru w postaci słodyczy, a to wysokokalorycznych przekąsek, niespecjalnie można też napić się piwa, bo standardowa butelka ma ponad 200 kcal. A jak trzeba zrezygnować z najczęściej na świecie spożywanego napoju alkoholowego i trzeciego w ogóle (!) – zaraz po wodzie i herbacie – to przyznam, trochę “boli”.
Problemem może być też złamanie zakazu i późniejszy powrót do diety, co szczegółowo opisałem we wpisie: Zrzucamy oponkę: jak się podnieść po upadku.
Jednak w porównaniu z głodem powyższe przeszkody są zdecydowanie łatwiejsze do pokonania. Gdy się pojawi znane wszystkim “ssanie” w żołądku, trudno je ignorować. Ja na początku próbowałem, ale stwierdziłem, że nie chcę jedną trzecią dnia chodzić wkurzony, bo jestem zwyczajnie głodny. Zacząłem więc szukać rozwiązania. A to pojawiło się dość szybko w postaci… chleba.
Ten – od razu przyznam – bardzo lubię. Oczywiście nie sam, ale w formie kanapek czy dodatku do jajecznicy, twarogu, pieczeni etc. Oczywiście przyzwyczajony jestem do zwykłego, białego pieczywa, w moim przypadku jest to najczęściej Chleb Stołeczny. Pewnie ma różnej maści polepszacze, ale jeśli chodzi o wartości odżywcze, wskaźniki nie wyglądają najgorzej. W 100 gramach aż 45 gramów stanowią węglowodany (cukry jedynie 0,6 g), całkiem sporo jest białka (7,1 g), tłuszcz to jedynie 1,3 g. Wartość kaloryczna: 230 kcal.
Ale z takim chlebem jest pewien problem. Stosunek kaloryczności do czasu niebycia głodnym nie jest zbyt dobry. Po czterech kromkach Stołecznego, z masłem i wędliną, mniej więcej po trzech godzinach znów czułem głód. Tymczasem takie śniadanie (chleb plus dodatki: masło, szynka, pomidor, mozarella light) to ok. 660 kcal.
Z chleba rezygnować nie chciałem, więc pomyślałem, że może warto rozejrzeć się za bardziej sycącym pieczywem.
Co więc robi facet, gdy ma problem? Albo szuka rozwiązania sam, albo… radzi się kumpla. Ja wybrałem to drugie i zapytałem o zdanie kolegę, który po pierwsze: trenował kulturystykę i nieźle się orientuje w kwestiach odżywiania i suplementów; po drugie, jak sam przyznał, “ogólnie długo na forum studiowałem o piekarniach, stąd trafiłem na tę “Grzybki”, bo ludzie pisali, że tu chleb jest najbardziej naturalny, bez chemii”.
Od razu spieszę wyjaśnić, że chodzi o warszawską Piekarnię Grzybki. “Początki istnienia i tradycja firmy sięgają 1927 roku. 70 lat temu Henryk Cichowski otrzymał dyplom czeladnika w zawodzie piekarza. Od tamtego czasu rodzina Cichowskich na stałe związała się z produkcją pieczywa” – czytamy na stronie. Brzmi solidnie.
Zapytałem więc mojego wnikliwego przyjaciela o pieczywo, które wyeliminuje mój głodowy problem. Polecił mi “chleb razowy z pełnego przemiału”, argumentując męskim językiem, że “trzyma ten chleb jak ch..” oraz że “jak zjem jedną kanapkę np. z małą puszką paprykarza, to pół dnia jestem najedzony”.
Jako że miałem firmowy sklep “Grzybki” za rogiem, zakupiłem rzeczony chleb i postanowiłem rozpocząć testy. Chleb kosztuje ok. 8 zł za niecałe 700 gramów (pani w sklepie powiedziała, że to ćwiartka bochenka). Jest miękki, bardzo wilgotny, rewelacyjnie pachnie i całkiem dobrze – jak na razowca – smakuje. Całych ziaren ma niewiele, co akurat dla mnie jest zaletą, bo gdybym lubił ziarna a nie chleb, jadłbym właśnie ziarna 😉 Zresztą dokładnie ten sam chleb, który opisuję, jest na zdjęciu tytułowym.
Ukroiłem więc trzy kromki razowca (9×9 cm, grubość 1 cm), posmarowałem masłem, położyłem plastry pasztetu Gold firmy Sokołów i popijając szklanką mleka 2 proc., z ledwością ten posiłek zjadłem. Wiecie, jaka wyszła wartość kaloryczna takiego “śniadanka”? 1030 kcal!
Chleb ma w 100 gramach 220 kcal, ale trzy kromki ważyły aż 200 gramów. Poza nieco niższą wartością kaloryczną od klasycznego białego chleba, inne parametry odżywcze są podobne. Tyle, że chleb jest bardzo ciężki i posiada… trzy razy więcej błonnika (biały – 2,6 g, razowy – 7,5 g). Zaznaczam raz jeszcze, że trzy kromki zjadłem z olbrzymim trudem. Ale najciekawsze nastąpiło potem. Śniadanie zjadłem o godz. 11., a pierwsze oznaki głodu poczułem… po ośmiu godzinach!
Spokojnie można więc na śniadanie zjeść nie 200, a 100 gramów razowca w formie kanapek – wychodzi, że taki posiłek będzie miał ok. 450 kcal (już bez mleka) , a teoretycznie nasyci na ok. 4 godziny. W porównaniu z czterema kromkami “białego” z dodatkami, który generuje ok. 660 kcal i daje uczucie sytości na mniej więcej trzy godziny, razowiec wypada zdecydowanie lepiej. Wychodzi, że jest zdrowiej, finalnie mniej kalorycznie, a chleb (tu z pomocą znów przyszedł kolega) “nie psuje się dwa tygodnie, musi być tylko przechowywany w papierowej torbie”.
Wracając jeszcze do składu “Stołecznego” i razowego z pełnego przemiału, pokusiłem się o jego porównanie.
Chleb Stołeczny: mąka pszenna 50 proc., mąka żytnia 21 proc., drożdże, sól, emulgator E 472e, mąka sojowa, olej rzepakowy, środek do przetwarzania mąki – kwas askorbinowy, zakwas żytni, kwasy: mlekowy, octowy; produkt może zawierać sezam, mleko, jaja.
Chleb razowy z pełnego przemiału “Grzybki”: woda, mąka żytnia, naturalny zakwas żytni, otręby żytnie, płatki owsiane, ziarna słonecznika, siemię lniane, pestki dyni, sól, płatki ziemniaczane, słód żytni.
Oceńcie sami.
W którymś z kolejnych artykułów na pewno opiszę, jak działają mniejsze porcje razowca. A póki co – wersja 1000 kalorii w formie zdjęcia przedstawiającego “produkt autentyczny”. PS O szklance mleka zapomniałem. Do miłego!
Cóż, to chyba podobnie jak z rzucaniem palenia – jedni wolą zmniejszać, inni odstawić od razu.
A nie lepiej po prostu wolniej schodzic z kalorii, zeby zoladek sie przystosowal i kurczyl zamiast od razu atakowac organizm bardzo niska iloscia kalorii? Co prawda ten sposob wydluza caly proces przemiany ale jest latwiejszy psychicznie, bo uczucie glodu nie tylko denerwuje ale przedzej czy pozniej przekona nas do zjedzenia czegos i pozniej wyrzuty sumienia, ze cos zjedlismy nie zwiazanego z dieta. Takie moje zdanie ale jesli chleb pomaga to moze sie uda przetrwac diete 😉