Narcystyczny rodzic infekuje dziecko własnymi lękami. Albo zdarza mu się regularnie zapominać o istnieniu dziecka, które gdy do rodzica mówi, ten ciągle wpatruje się w telefon i przebiega po dziecku szklanym wzrokiem, albo widzi, ale nie stawia granic. Boi się zmierzyć z gniewem dziecka, z jego niezadowoleniem, sprzeciwem. W konsekwencji w takich dzieciach może rozwijać się narcyzm – twierdzi Danuta Golec, psycholog, psychoterapeutka psychoanalityczna.
Danuta Golec w rozmowie z Gazetą Wyborczą zauważa, że zapominający o dziecku rodzice nie porzucają w oczywisty sposób dziecka i “nie idą w tango”. Przytacza przykład dziecka, u którego widać było początki problematyki narcystycznej – w czasie sesji psychologicznej nie pozwalało sobie na wyjście do toalety, nawet jeśli bardzo tego potrzebowało.
Golec tłumaczy, że dziecko obawiało się, że jak wyjdzie z gabinetu, to terapeutka zapomni o jego istnieniu. Doświadczenie dziecka było takie, że matka regularnie o nim zapominała. Ono coś jej opowiadało, potem na chwilę przerywało, zaraz wracało do tematu, ale matka nie pamiętała, o czym była mowa.
Psycholożka pyta: “Ile razy można się konfrontować z rodzicem, który przebiega po nas szklanym wzrokiem? Każdy, kto tego doznał, wie, jakie to jest wkurzające. Jak rani niewidzenie, niesłuchanie”.
I dodaje: “Ojciec, kiedy dzieci bawią się w drugim pokoju, powie: „Pójdę sprawdzić, co się dzieje, bo jakoś cicho”. Tego nie trzeba się uczyć na żadnym szkoleniu, to się po prostu dzieje w rodzicielskim umyśle. (…) Jeśli dziecko ma poczucie, że nie ma w rodzicu oparcia, to może rozwinąć przedwczesne i nieprawdziwe przekonanie, że może liczyć tylko na siebie. I to jest też linia, na której może się rozwijać narcyzm – iluzoryczna samowystarczalność. (…) prawda jest taka, że potrzebujemy innych ludzi. Nie instrumentalnie, tylko w sensie budowania więzi”.
Danuta Golec zauważa ponadto, że można dziecko widzieć, a nie stawiać granic. Tłumaczy, że często polega to na tym, że trzeba się zmierzyć z gniewem dziecka, z jego niezadowoleniem, sprzeciwem. Są rodzice, którzy albo bardzo się tego boją, albo nie są w stanie znieść tego, że frustrują dziecko. Wtedy ono utrwala w sobie przekonanie: „Ja? Ja wszystko mogę!”. Myśli sobie: Potrzeby innych też mnie nie ograniczają. Nie obchodzi mnie, że ktoś jest zmęczony, niezadowolony, ma swoje sprawy.
Tymczasem, jak wyjaśnia psycholożka, dzieci zwykle stopniowo uczą się, że nie mogą wszystkiego, nie wszystko dostaną, bo na przykład nie ma pieniędzy, czasem trzeba poczekać, a umiejętność radzenia sobie z tym, co przykre i niewygodne, jest dla rozwoju kluczowa. Jeśli tego brakuje, to wychowuje się kogoś, kto traktuje świat, jak z cytatu Georga Eliota w „Miasteczku Middlemarch”: „Jak dojną krowę, która ma wykarmić naszą wyjątkową osobowość”. Nie ma innych ludzi, jest sklep samoobsługowy. Wchodzę i biorę, co chcę.
Golec podsumowuje, że w pewnym sensie zaspokajanie wszelkich zachcianek dziecka też jest porzuceniem. Ignoruje się ważną potrzebę dziecka, które musi nauczyć się radzenia sobie z rzeczywistością, która ciągle narzuca jakieś ograniczenia. Takie dziecko żyje w wymyślonym świecie, gdzie wszystko mu wolno. Problem w tym, że… takich światów nie ma.
I dodaje: “Z badań wynika, że w rodzinach osób narcystycznych bardzo często ojciec nie pełni swojej funkcji w kontakcie z dziećmi. Nie ma go fizycznie albo psychicznie. Jest bierny, jak mebel. Nie pojawia się jako ten, którego jednym z zadań jest w którymś momencie rozdzielić diadę matka – dziecko. Jak tego zabraknie, dziecko może nabrać przekonania, że ma nieprzerwany i wyłączny dostęp do matki. A jeszcze jak matka całą swoją energię i uwagę inwestuje w dziecko, to trudno o prostszy przepis na wychowanie narcyza”.
Ciekawe spostrzeżenia relacji narcystyczny rodzic-dziecko zawarł we wstępie do książki „Trapped In The Mirror” dr- Elan Golomb.
“Narcyz nie może widzieć swoich dzieci takimi, jakie są, a wyłącznie jako odbicie swoich nieświadomych potrzeb. Jedną z cech dziecka narcystycznego rodzica jest tendencja do hurtowego przyjmowania wartości od rodziców zamiast tworzyć je na miarę własnej osobowości. Narcyzi cenią dzieci będące dokładnymi ich kopiami, jakakolwiek bowiem zmiana czy różnica w stosunku do prototypu odbierana byłaby jako krytycyzm.
Młoda kobieta staje się “idealną” córką, posłusznie powielając dorobkiewiczowskie wartości rodzica. Gra w tenisa, uczy się żeglarstwa, zna francuski, wakacje spędza podróżując po Europie. Nie wybija się w żadnej z dziedzin, prawdopodobnie dlatego, że niczemu nie towarzyszy pasja. Jej jaźń nie jest zaangażowana w nic, co ona robi. Martwi się, że mimo wkładanych wysiłków, nie przejawia żadnego talentu. Mimo że nieco przy kości, jest niewątpliwie dziewczyną atrakcyjną, a jednak prawie nigdy nie umawia się na randki. Żaden z młodzieńców, których spotkała w życiu, nie mógł mierzyć się z jej tatą.
Jest zgodna, zawsze uśmiechnięta i przytakująca, podejrzanie wolna od wszelkich złośliwości” – czytamy.
Narcyzm ma kilka specyficznych dla siebie elementów. Chociaż możemy go niekiedy utożsamiać z egoizmem, to jednak to drugie pojęcie nie wyczerpuje znaczenia narcyzmu. Osoby narcystyczne są skoncentrowane na sobie, ale niekiedy jest to powodem ich znacznego cierpienia, gdyż po prostu nie są zdolne do “wyjścia poza siebie”, “zapomnienia o sobie”, pełniejszego skoncentrowania się na drugim człowieku.
Można wyróżnić dwa typy narcyzów. Oba posiadają mimowolną tendencję do koncentrowania się na własnym wizerunku, na tym, jak są spostrzegane przez innych. Pierwszy z nich to osoba niepewna. Spojrzenia innych po prostu ją paraliżują, czuje się ciągle obserwowana co staje się dla niej niekomfortowe. Każda krytyka jest dla niej klęską. Drugą grupę osób narcystycznych stanowią ludzie, którzy są pewni siebie i nie przejmują się zupełnie opiniami innych. Prezentują się jako wyraźnie wyższościowi, mają skłonność do mimowolnego poniżania innych ludzi i dawania innym do zrozumienia, że są gorsi.
Obie te grupy są dysfunkcyjnie zainteresowane własną autoprezentacją, jednak pierwsi stale boją się, że coś się im nie uda, dlatego zwykle milcząco obserwują innych i porównują się nieustannie. Są przerażeni, że ktoś zobaczy coś nieodpowiedniego (co nie pasuje do kreowanego przez nich obrazu). Drudzy tak silnie wierzą w wizerunek, który kreują, że nie zauważają w ogóle opinii innych lub się z nimi nie liczą.
Źródło: www.wyborcza.pl/sprawnypo40.pl
Iza, moim zdaniem jedno i drugie. Wpływ obydwu czynników nie leży po przeciwnych stronach osi, tylko plasuje się na niej. Tzn siła cech genetycznych może być różna – np mała, średnia i duża. Tak samo wpływ środowiska może być mały, średni i duży. Zależy co przeważy. Środowisko też ma wpływ na geny. Wiadomo, że lepsze geny będzie miał człowiek dobrze odżywiony, rozwijający się w inteligentnym i wspierającym otoczeniu. Natomiast ten żyjący w nędzy, otoczony ludźmi, którzy czychają, żeby mu wyrwać nawet ostatnią kromkę chleba, będzie miał słabe geny, przekaże swoim dzieciom układ nerwowy, który jest w ciągłym oczekiwaniu na niebezpieczeństwo. Wtedy dziecko tego człowieka, nawet jeśli będzie wychowywane przez dobrą, czułą i sprawiedliwą rodzinę zastępczą, to i tak jego układ nerwowy będzie silnie reagujący, bo rozwinął się według instrukcji zawartej w jego genach. Będzie miał jednak większą możliwość nauczenia się kierowania emocjami niiż w wypadku gdyby został we własnej rodzinie, pozbawionej zasobów i poczucia bezpieczeństwa
Świetny artykuł…
Czytałam też, że cechy naszych rodziców, dziadków itp. mają wpływ na osobowość, w sensie, są dziedziczne. I zastanawiam się co ma większy wpływ? środowisko, w tym kolejność urodzeń, czy może jednak to, co odziedziczymy?