Polska scena chuligańska, obok rosyjskiej, jest najlepiej rozwinięta w Europie – mówią w rozmowie z PAP socjologowie sportu. Według nich zbyt restrykcyjne przepisy “stadionowe” nie zmniejszyły skali przemocy wśród kibiców, a przesunęły to zjawisko poza obiekty sportowe.
Dr Dominik Antonowicz z UMK w Toruniu oraz dr Mateusz Grodecki z UW przeanalizowali politykę państwa wobec chuliganów stadionowych. Ich zdaniem pozostawia ona wiele do życzenia. – Polska scena chuligańska jest teraz – obok rosyjskiej – najlepiej rozwinięta w Europie – ocenił w rozmowie z PAP dr Grodecki.
Z ich badań wynika, że wprowadzenie restrykcyjnych przepisów dotyczących zachowań na stadionach i kar zbiorowych wcale nie zapobiega przemocy, a tylko przesuwa ją z obiektów sportowych w inne miejsca. A stosowanie kar zbiorowych przyczynia się tylko do niechęci dużych grup kibiców wobec państwa.
– Nasze badanie pokazują, że błędna polityka nie zmniejszyła skali problemu, jakim jest przemoc. Przeciwnie: wzmocniła wyłącznie grupy chuligańskie, które są liczniejsze, bardziej brutalne i lepiej zorganizowane, niż jeszcze dziesięć lat temu – skomentował dla PAP dr Dominik Antonowicz.
Jak to się zaczęło
Dr Grodecki wyjaśnił, że aby lepiej zrozumieć dzisiejszą kulturę trybun, warto zajrzeć do jej historii i prześledzić, co się z nią działo w czasach transformacji. Jak wyjaśnił, w Polsce kultura chuliganów stadionowych pojawiła się w latach 70. – A w latach 90. – kiedy w związku z transformacją rozwijały się w Polsce media i powstawały fundamenty nowego ustroju – stadiony były obszarem anarchii. Tam nie obowiązywały żadne zasady, przepisy. Na stadionach uwidaczniała się więc zarówno kultura przemocy, jak i problemy społeczne – opowiedział.
O ile w 1991 r. incydentów chuligańskich podczas imprez masowych było 210, to do 1997 r. liczba ta poszybowała do ponad tysiąca.
W 1997 r. przyjęto jednak ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych. W przepisach tych stadion wyodrębniono jako przestrzeń życia społecznego, w której funkcjonują osobne przepisy. Choć po przyjęciu ustawy liczba incydentów na stadionach ponownie zaczęła maleć, to nie rozwiązano problemów społecznych, z których ta przemoc się brała – uważa socjolog z UW. Dlatego jego zdaniem przemoc, która na stadionach nie znajdowała ujścia, coraz częściej wydostawała się poza stadiony.
Zdaniem badacza z UW błędem jest, że nie zbadano przyczyny przemocy stadionowej. – Może to był efekt tego, że transformacja to moment anomii, kiedy nie ma jasnych reguł postępowania. Może dlatego stadiony stały się enklawą, gdzie można było sobie pozwolić na więcej? – zastanawia się dr Grodecki.
“Panika moralna” – co to takiego?
Socjologowie zwracają uwagę, że podejście do przemocy stadionowej zmieniło się w 2007 r., kiedy zapowiedziano, że Polska i Ukraina zorganizują Euro 2012. Polska w ciągu tych kilku lat musiała pokazać UEFA, że jest w stanie spełnić rygorystyczne wymagania – także prawne – i zostać organizatorem tak dużego wydarzenia.
A niestety wybryki polskich chuliganów, o których zaczęło być głośno też poza granicami kraju, psuły obraz Polski jako kraju, do którego warto przyjechać na Euro.
Dr Grodecki dodał, że pojawiło się wtedy zjawisko znane jako “panika moralna”. – A to znaczy, że media przedstawiają obraz jakiejś grupy – w tym przypadku kibiców – jako bardzo niebezpiecznej dla społeczeństwa. Pojawia się wtedy w społeczeństwie niechęć do tej grupy i jej członkowie są stygmatyzowani – wytłumaczył socjolog.
– W związku z paniką moralną karanie kibiców stało się dla polityków łakomym kąskiem – prostym narzędziem do kształtowania wizerunku polityków jako twardych i nieustępliwych – ocenił dr Grodecki.
Gąbka, której trudno dać wycisk
Skutkiem tego było w 2009 r. uchwalenie nowej ustawy o imprezach masowych. – To ustawa bardzo restrykcyjna. Zawierała trzy razy więcej artykułów, niż poprzednia ustawa – opowiedział socjolog. Przypomniał, że za mniejsze przewinienia zaczęto stosować zakazy stadionowe. Wojewodowie natomiast dostali narzędzie, by stosować kary grupowe – np. zamykać stadiony dla publiczności czy karać finansowo kluby.
Choć po Euro 2012 r. państwo przestało aż tak manifestować swoją walkę z chuliganami, to ustawa z 2009 r. ciągle obowiązuje. A zdaniem socjologów z UMK i z UW wcale nie jest ona najlepszym narzędziem do zapobiegania wybrykom chuliganów.
– Przemoc pozostała, ale zmienił się jej charakter. Ona ze stadionów przeszła do szarej strefy – opowiedział dr Grodecki. Socjologowie podali przykład, że główna aktywność grup chuligańskich przeniosła się teraz na ulice oraz na mecze klubów z niższych lig. A tzw. ustawki, czyli walki kibiców, odbywają się teraz w lasach.
Mateusz Grodecki dodaje, że z przemocą wśród chuliganów jest jak z wilgotną gąbką. Jak się ją przyciśnie w jednym miejscu, to woda przesiąknie do innej części gąbki. Wcale więc gąbka nie stanie się suchsza. Jego zdaniem przemocy łatwiej było przeciwdziałać, jeśli znajdowała ujście na stadionach, wokół meczów. A teraz uwidacznia się w momentach i w formach, które trudniej kontrolować.
– Siła grup chuligańskich znacząco wzrosła, podobnie jak wpływy na wiele obszarów życia społecznego w tym również na to, co się dzieje na trybunach – skomentował Antonowicz.
Solidarni z kibolami sami “kiboleją”
Zdaniem Grodeckiego obecna ustawa “stadionowa” jest zbyt restrykcyjna i w następnych latach warto rozważyć jej załagodzenie. – Zamiast stosować kary zbiorowe, warto skupić się na karach indywidualnych. Państwo jest już na tyle silne, że jest w stanie wyłapywać pojedynczych chuliganów, którzy łamią prawo i przez to uświadamiać wszystkim nieuchronność kary – ocenił socjolog.
Według niego natomiast sankcje zbiorowe powodują bunt całej grupy kibiców i solidarność w ramach wykluczonej grupy. A co za tym idzie – niechęć wobec państwa i jego narzędzi.
– Atakując chuliganów, usunięto tę grupę poza nawias. A poza tym nawiasem ludzie ci spotykali podobnych sobie i uczyli się działania poza systemem prawnym. Dlatego z czasem grupy chuliganów zaczęły się coraz bardziej zakorzeniać się w świecie podziemnym, przestępczym – powiedział Mateusz Grodecki.
Jak zwrócił uwagę, policja coraz częściej informuje o rozbiciu zorganizowanych grup przestępczych, które powstały na kanwie grup chuligańskich. – To, że takie grupy istnieją, to efekt niedopasowanej do potrzeb polityki państwa – uznał socjolog.
– Jest to pod każdym względem społecznie dysfunkcjonalne i powoduje, że problem który dziesięć lat temu można było relatywnie spokojnie rozwiązać, teraz urósł do rozmiarów, które będę wymagały znacznie więcej czasu, publicznych zasobów i mądrej polityki, aby ograniczyć zjawisko zorganizowanej przestępczości, która wyrosła na bazie ruchu chuligańskiego – skomentował Dominik Antonowicz.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl
Dodaj komentarz