W miejskim slangu krąży czasem powiedzenie: tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie. Podobnie sprawa wygląda z kebabem. Skrawane z pionowego, obrotowego rusztu mięsne kawałki, podawane w tortilli, bułce lub na talerzu, mają w Polsce rzesze wielbicieli.
W czym tkwi fenomen tego dania rodem z Turcji? Jest smaczne, sycące, a przy tym nie pustoszy kieszeni. Jest jednak i ciemna strona: kaloryczność. W czasach, gdy coraz więcej ludzi odchodzi od żywności typu fast food i chwyta się różnych diet, warto przyjrzeć się kebabowi nieco bliżej i postawić pytanie, czy rzeczywiście wszystko, co smaczne musi być kaloryczne?
Samo danie, oparte na grillowanym mięsie, w każdym z krajów arabskich ma nieco inny charakter. Najpopularniejsze, obok döner kebap, specjały ze słowem „kebab” w nazwie to: adana kebab, iskander kebab, paltican kebab, manisa kebab, urfa kebab, tandir kebab, talas kebab, koyun kebab, kabarma kebab oraz kefenli kebab. Tych rzadkich w Polsce rodzajów kebaba nie spotkamy w budce z fast foodami, ale możemy spróbować w tureckiej restauracji, choć już za wyższą cenę. Ta jednak jest uzasadniona i idzie w parze z lepszą jakością.
Słowo „kebab” funkcjonuje w Turcji już od ponad tysiąca lat. Pierwsza pisemna wzmianka o tym daniu pochodzi z 1377 roku – została odnotowana w księdze zwanej Kissa-i-Jusufa. To potwierdza bogatą tradycję Turków w przygotowywaniu tego dania. Kebab, który znamy i tak lubimy jeść w Polsce, odbiega od oryginału, ale to sprawa drugorzędna, skoro ustawiają się po niego kolejki. Nawet kalorie nie odstraszają miłośników.
W Polsce słowo kebab oznacza zazwyczaj döner kebap (w języku tureckim „obracające się pieczone mięso”), czyli danie kuchni tureckiej w postaci odpowiednio doprawionego mięsa baraniego skrawanego z pionowego rożna, podawane w zestawie z surówką i owczym serem, współcześnie przekształcone w danie typu fast food. Ze względu na ceny baraniny oraz preferencje smakowe Polaków mięso w polskiej wariacji na temat oryginału, dostosowanej do podniebienia polskiego społeczeństwa, to zwykle wołowina lub kurczak z dodatkiem baraniny.
Tak naprawdę to, co w Europie nazywamy kebabem, w Turcji jest tylko jedną z jego odmian. Słynny döner kebap został tak naprawdę wymyślony w Berlinie, a pomysłodawcą był Turek, Kadir Nurman, mieszkający na stałe w Niemczech. W 1972 r. otworzył w Berlinie Zachodnim pierwszą budkę z fast foodem. Danie szturmem podbiło serca przechodniów. Pomysł potrawy, którą można chwycić do ręki i szybko zjeść na ulicy, np. w drodze z pracy, zyskał wielu sympatyków.
Czy osoby, które starają się zdrowo odżywiać i liczą kalorie, muszą omijać to danie szerokim łukiem? Czy faktycznie turecki fast food w polskiej wersji jest żywieniową zbrodnią, po której trzeba mieć wyrzuty sumienia? Żeby odnieść się do tych pytań sięgnijmy po fakty i zadajmy sobie pytanie: ile kalorii ma kebab?
Otóż, kebab w bułce, powszechnie zwany „na grubym”, waży średnio 450 gramów i dostarcza ok. 880 kalorii. Jedna porcja dostarcza organizmowi 37 gramów białka, 40 gramów tłuszczu i 83 gramy węglowodanów. To sporo, ale warto pamiętać, że danie jest sycące i należy je traktować jako główny posiłek w ciągu dnia.
Jeżeli wypijemy do kebaba półlitrową colę, taki posiłek będzie miał niemal 1100 kalorii, czyli niemal połowę dziennego zapotrzebowania energetycznego dorosłego mężczyzny o umiarkowanej aktywności fizycznej. Wygląda na to, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, i zjedzenie kebaba nie jest tak dużym grzechem w codziennej diecie, jak mogłoby się wydawać. Zwłaszcza jeśli prowadzimy dość aktywny tryb życia i kalorie, które dostarczyliśmy organizmowi, spalimy podczas spaceru lub treningu.
Dodaj komentarz