Wnętrze Hey Men Day Spa w Łodzi zostało urządzone surowo, w męskim stylu. Nie ma różowych świeczek, kwiatów i firanek, audiosfery nie zdominowały relaksacyjne odgłosy natury. Dominuje prostota, a gabinety wyposażono w duże telewizory plazmowe (panowie najczęściej włączają TVN24). Ściany zdobią duże fototapety przedstawiające m.in. dworzec Łódź Fabryczna i ul. Piotrkowską, a w logo znalazł się lew – z zadbaną gęstą grzywą.
Od lutego br. działa pierwszy w Łodzi (i – jak dotąd – jedyny) salon SPA tylko dla mężczyzn.
W karcie zabiegów do wyboru jest kilkadziesiąt pozycji – od medycyny estetycznej po zabiegi relaksacyjne. Zimą w Hey Men Day Spa pojawi się nowa usługa – powiększenie penisa kwasem hialuronowym lub przeszczepionym (np. z brzucha) tłuszczem.
Bardziej skomplikowane zabiegi wykonuje lekarz. Jak tłumaczy w Gazecie Wyborczej dr Rafał Berner, to jego pierwsza praca wyłącznie z męskim klientem. Czym się różni od kobiecego? Specjalista zdradza, że mężczyźni są bardziej konkretni. Panie mają milion pytań i wahań, panowie od razu wiedzą, o co im chodzi – opowiada. Przedział wiekowy klientów: od dwudziestolatków, którzy mają problemy z cerą, po łysiejących sześćdziesięciolatków.
Dr Berner wyjaśnia, że panowie najczęściej przychodzą właśnie na terapię łysienia i po pomoc w przypadku kiepskiej kondycji skóry. Rzadziej zdarza się redukcja zmarszczek, częściej lipoliza iniekcyjna, czyli wprowadzanie preparatu likwidującego tłuszcz, którego mimo diety i ćwiczeń nie można się pozbyć. Czasami zdarza się, że to żony dzwonią, umawiają na wizyty, wszystko omawiają, a mąż tylko przychodzi “na gotowe”.
Ewa Mikołajczyk, właścicielka salonu, przed jego otwarciem salonu była przestrzegana, że Łódź w ogóle nie jest przygotowana na coś tak nowatorskiego. Tymczasem dziś stałym SPA dla mężczyzn jest np. Brazylijczyk, dla którego zrobienie pedicure to coś najnaturalniejszego na świecie. Na masaże regularnie przychodzi Hindus, a Francuz wpada na boyzilianę, czyli depilację intymną.
Na depilację jako taką ponoć przychodzą coraz częściej i podobno zawsze zaczynają od pytania, czy będzie bolało.
Pierwszy instytut męskiej urody założyła na Manhattanie już w latach 20. XX wieku Helena Rubinstein z myślą o swoim mężu, Gruzinie. Ona miała wówczas 70 lat, on o 25 mniej. Mimo takiej różnicy wieku uznała, że jego cera wygląda na zmęczoną i coś trzeba z tym zrobić. Niestety po roku salon zbankrutował.
Więcej: wyborcza.pl
Fot.: Carsten Tolkmit/Flickr.com (CC BY-SA 2.0)
Dodaj komentarz