30 kwietnia 2017 r. dr Maciej Dębski, socjolog z Gdańska, ogłosił na Facebooku: „Jestem offline”. Wyłączył smartfona, tablet, internet. Podłączył w domu telefon stacjonarny, kupił tradycyjny budzik i mapę Polski, bo z GPS-a też zrezygnował. „Mocno zagrałeś”, „Nie uda się” – tak jego plan komentowali internauci.
Zaplanowane sprawy przepisał do papierowego kalendarza. Planował, że w maju i czerwcu będzie żył całkowicie poza siecią. Choć obecnie używa urządzeń cyfrowych w bardzo ograniczonym stopniu, jego spostrzeżenia są bardzo ciekawe.
Przyklejony do smartfona
Socjolog przyznaje, że zasypiał i budził się ze smartfonem w ręku. Sięgał po telefon w każdej wolnej chwili. Urządzenie z dostępem do sieci dawało mu fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Miał wrażenie, że dzięki temu nic ważnego go nie ominie. Gdy zapomniał telefonu, czuł się zagrożony i zmieniał harmonogram dnia, tak by wpaść do domu i sprawdzić, czy ktoś zadzwonił.
– Byłem do niego przyklejony – opowiada dr Dębski. – Zaczynało mnie to drażnić, dlatego zdecydowałem się na rozpoczęcie eksperymentu polegającego na życiu w sposób analogowy – poza siecią. Czułem, że mój mózg jest przemęczony natłokiem informacji. Od ponad 20 lat korzystam z telefonów komórkowych i dzisiaj mogę jednoznacznie stwierdzić, że używanie narzędzi cyfrowej komunikacji z innymi w sposób niekontrolowany, może przyczynić się nie tylko do spadku samopoczucia, ale również do negatywnych zjawisk w obrębie zdrowia somatycznego takich jak: ogólne przemęczenie, niewyspanie czy niespokojny i przerywany sen – mówi.
Dzisiaj nasze mózgi – wspomina Dębski – przez ciągły dostęp do sieci – dostają tyle informacji w ciągu miesiąca, ile nasi pradziadkowie przyswajali przez całe życie. To jest męczące, gdy ciągle jesteśmy nastawieni na odbieranie informacji z Facebook’a, Instagram’a, odbieramy dziesiątki telefonów na dobę, odpisujemy na maile.
Jest czas na czytanie książek i sen
Najtrudniejsze w analogowym życiu Macieja Dębskiego pozostają wieczory. Gdański socjolog zauważył, że kiedyś, gdy przychodził do domu, od razu włączał tablet lub smartfona, i tak mijały mu dwie, trzy godziny. Od kiedy żyje poza siecią, więcej czyta książek.
– W końcu się wysypiam. To całkiem inny sen. Dopiero teraz zobaczyłem jak telefon położony obok łóżka rozprasza uwagę – zauważa dr Dębski.
Po pięciu dniach życia bez internetu i smartfona, dr Dębski poczuł, że jego mózg jest spokojniejszy.
W czasie pierwszego miesiąca eksperymentu kilka zaplanowanych wcześniej spotkań nie doszło do skutku. Umawiał się z ludźmi, ale albo oni nie dojechali i nie mieli jak go o tym powiadomić, albo on się spóźniał studencki kwadrans i nikt już nie czekał.
– Społeczeństwo cyfrowe jest nastawione na szybką komunikację – podkreśla dr Dębski. – Jesteśmy ciągle gotowi do podjęcia kontaktu z innymi. Gdy nie jesteśmy online, czujemy się wykluczeni. To zaburza komunikację, powoduje frustrację. Gdy napiszemy coś na Facebooku i widzimy, że ktoś to przeczytał i od razu nie odpisuje, zaczyna się gonitwa myśli: „zawaliłem coś”, „ona jest obrażona”. – tłumaczy.
Pokolenie raptusów, które nie umie odraczać przyjemności
Socjolog podkreśla, że przez życie w świecie cyfrowym, młodzi ludzie są „pokoleniem raptusów”. Internet uczy nas tego, że musimy szybko osiągać cel. Liczy się tylko tu i teraz. Wiele młodych osób nie potrafi teraz odroczyć nagrody w czasie. Działają kompulsywnie, bezrefleksyjne, a to może skutkować popadnięciem w nałogi. To dlatego pokolenie najmłodszych często określa się mianem młodzieży always on – nie posiadającej ośrodka odroczonej gratyfikacji.
W czasie prowadzonego analogowego eksperymentu dr Dębski umówił się ze studentami, że wydrukowane prace domowe mają zostawiać w sekretariacie. Wcześniej wysyłali je mailem. Teraz wykładowca musi po nie pójść, nanieść poprawki piórem i odnieść na uczelnię w umówione miejsce i o umówionym wcześniej terminie. W takich chwilach tęskni za pocztą elektroniczną. Widzi, że bez niej wiele czynności trwa dłużej.
Dr Dębski prowadzi wiele szkoleń i jeździ po Polsce. Ponieważ nie korzysta z nawigacji satelitarnej, musi pamiętać, by wcześniej kupić mapy, bo na wielu stacjach benzynowych już nikt ich nie sprzedaje.
– Bez dostępu do sieci muszę wszystko lepiej planować, zajmuje mi to dużo czasu – podkreśla dr Dębski. – Kilka razy pobłądziłem. Brakuje mi tego, że nie znam szacunkowego czasu dojazdu, czyli podstawowej informacji podawanej przez GPS – ubolewa.
Cena za dwa telegramy: 43,50 zł
W maju dr Dębski wysłał dwa telegramy do znajomych. Był zaskoczony, że są takie drogie: tekst liczący 160 znaków (czyli tyle co jeden tweet) wysłany jako priorytet, z gwarancją, że dotrze do adresata w ciągu 6 godzin, kosztował 43,50 zł każdy. Tyle, ile kosztuje miesięczny abonament za telefon i internet. To pokazuje, że korzystanie z urządzeń mobilnych pozwala zaoszczędzić nie tylko czas, ale i pieniądze.
Gdy ogłosił, że odłącza się od sieci, dostał dużo listów, w tym dwa anonimy. Jeden od kobiety, która powiedziała, że spotkali się kiedyś i zamienili kilka zdań. List napisany był na pachnącej papeterii. – Żaden sms nie zaintrygowałby mnie tak, jak ten list – opowiada dr Dębski. – Specjaliści już teraz pracują nad aplikacjami, które będą wytwarzać zapach i kiedyś je też będziemy sobie przesyłać – mówi.
– Telefon, poczta elektroniczna czy GPS, czyli wszystkie nowoczesne gadżety są fajne, ułatwiają życie, ale pod warunkiem, gdy sprawujemy nad nim pełną kontrolę – podkreśla dr Dębski.
Źródło: www.zdrowie.pap.pl
Dodaj komentarz