Jakub Zieliński, który z zawodu jest lekarzem, udowadnia, że pole dance, czyli taniec na rurze, nie jest zarezerwowany tylko dla kobiet. Twierdzi, że to wyzwanie także dla silnych facetów, a siłownia – w porównaniu z rurką – jest zwyczajnie nudna.
Jakub Zieliński skończył studia medyczne i obecnie lekarzem-stażystą w szpitalu MSWiA w Łodzi. W wolnych chwilach zamienia się w pole dancera i instruktora w łódzkim Lejdis Studio.
W Gazecie Wyborczej mówi, że taniec na rurce to również sport dla mężczyzn. Co prawda często trafiają oni do damskich grup i muszą uczyć się kobiecych ruchów, ale plusem jest na pewno to, że są “rodzynkami” wśród pań. Co taki taniec daje?
Zieliński twierdzi, że można nie tylko wyrzeźbić swoje ciało: ramiona, brzuch, klatkę piersiową, nogi, a przede wszystkim plecy, ale też nauczyć się bardzo efektownych trików i figur. Pole dance wymaga dużo pracy nad siłą, elastycznością, dynamiką, ruchem scenicznym i tańcem.
– To ciekawy i urozmaicony sport, zupełnie inny niż chodzenie na siłownię i robienie 12 powtórzeń zamiast ośmiu. W pole dance każdy trik czy jego modyfikacja to nowe wyzwanie – argumentuje lekarz-tancerz.
Pewnie nie każdy z was wie, ale pierwowzorem pole dance jest wywodzący się z XII w. z Indii „Mallakhamb”, który polega na wykonywaniu rozmaitych ewolucji na ponad 2,5-metrowych drewnianych słupach o średnicy 55 cm u podstawy i 35 cm u szczytu. Akrobacje wykonywali wyłącznie mężczyźni, a konkretnie zapaśnicy, którym ćwiczenia miały pomóc w zwiększeniu siły, poprawieniu koordynacji ruchowej, równowagi czy refleksu.
Równocześnie w Chinach w XII w. zaczął rozwijać się sport nazwany „Chinese Pole”. Mężczyźni wykonywali efektowne akrobacje na dwóch palach o wysokości od 3 do 9 metrów.
Więcej: www.wyborcza.pl
Fot. www.fb.com/kubazielinski.poledancer
Dodaj komentarz